Zwolennicy spirytyzmu, wśród nich słynni uczeni, jak Karol du Prel, Fr. Mayers, Flamarion, lodge i setki innych badaczy twierdzą, iż zebrane dotychczas naukowe dowody wykazują dostatecznie fakt istnienia życia duszy.
Można jednak co do tych dowodów posiadać pewne wątpliwości i być innego zdania, a nawet kruszyć kopie o wyłuskanie prawdy ze spirytystami, zwłaszcza w sprawach identyfikacji ducha zmarłej osoby oraz istnienia „czynnika psychicznego”, który po śmierci ciała może manifestować żywym ludziom swą obecność za pomocą przeróżnych zjaw, z których jakoby niektóre udało się uchwycić na kliszy fotograficznej. W Anglii istnieją specjalne czasopisma spirytystyczne jak „Psychicscience” i „Psychic News”, które reprodukują najsłynniejsze zjawy zmaterializowane mediumizmu. Do nich należy zjawa Katie King, emanowana z medium Florencji Cook, w obecności słynnego fizyka i chemika Wiliama Crookesa, odkrywcy talium, radiometru i słynnych rurek Crookesa.
W Polsce znamy fotografię zjawiska małej Stasi, dokonanej w obecności Ochorowicza.
Istnieją również liczne fotografie lewitacji sporządzone w ciemności przy pomocy promieni ultraczerwonych. Wynalazek fotografii promieniami ultraczerwonymi odgrywa wielką rolę mediumizmie, gdyż dzięki niemu śledzić można obecnie i kontrolować przebieg zjawisk medialnych w ciemności. Cała sprawa zjawisk materializacyjnych wydaje się jednak jeszcze czymś niemożliwym i absurdalnym. Zdjęcia spirytystyczne wymagają nadzwyczajnie ścisłej kontroli i wnikliwej obserwacji zjawisk. Prawie wszystkie fotograficzne obrazy materializacji są niedokładne. Nader rzadko spotykamy materializację całej figury człowieka, częściej zaś bezkształtne formy ektoplazmy, części postaci ludzkiej, ręki, nogi, a rzadziej głowy.
Fotografie te nie przestały być dotąd zagadką, a rozmaici uczeni starają się wyjaśnić tę dziedzinę w rozmaity sposób.
Znakomity uczony Mayers stworzył następującą konstrukcję myślową całokształtu zjawisk spirytystycznych:
„Duch odłączony od ciała przypomina sobie i oddziaływa wyobrażeniem na podświadomość pewnych żyjących osób do tego stopnia, iż one mają pewność oglądania zmysłami owego kształtu. W gruncie rzeczy mamy tu do czynienia ze skutkami działania bezpośredniego jednej osobowości nad drugą”.
Powyższy pogląd Mayersa nie wyczerpuje w żadnej mierze sprawy i nie wyjaśnia trudności wytłumaczenia zagadnień zjawisk fizycznych, towarzyszących często materializacji duchów. Jak np. stuk po śmierci, strachy, domy nawiedzone lewitacją (podnoszenie przez niewidzialne siły ciężkich przedmiotów), które to zjawiska świadczyłyby o możności fizycznego działania odcieleśnionych jestestw. Badanie tych zjawisk jest niezmiernie trudne i daje wątpliwe rezultaty. Można owe zjawiska tłumaczyć sobie w ten sposób, lecz nigdy nie udało się zidentyfikować zjawy z duchem danej zmarłej osoby.
Wielokrotnie próbowano w Anglii fotografować duchy.
Załączoną fotografię wykonał zupełnie przypadkowo dworski fotograf Indre Shira, któremu polecono zrobić zdjęcia rezydencji margrabiów Townshend, liczącej 400 lat.
Postać, którą widzimy na zdjęciu ma tak realistyczny kształt, iż fotografia powyższa stała się sensacyjnym obiektem dociekań niemal wszystkich towarzystw metapsychicznych w Anglii.
Wśród badających fotografię znalazł się również sekretarz honorowy komisji uniwersyteckiej w Londynie do spraw badań metapsychicznych, Harry Price. W sprawie załączonej fotografii surowy i obiektywny badacz, który zdemaskował wiele falsyfikatów, nie mógł wyjaśnić zjawiska, które bada również międzynarodowy instytut do badań metapsychicznych.
Oto podajemy historię, którą opowiedział Indre Shira podczas wywiadu udzielonego bezpośrednio po opisanym zdarzeniu.
„Lady Townshend poleciła mi fotografować wnętrza i zewnętrzną stronę pałacu w Raynham Hall. Mój przewodnik, kapitan Provand, niezbyt był rad towarzyszyć mi, gdyż jak mówił, przed pięciu laty miał bardzo przykre doświadczenie w tym domu. – Spędził tam niespokojną noc i bezsenną noc. – Przysięgał, że drzwi jego pokoju zostały otwarte i że słyszał wyraźnie szelest jedwabnej spódnicy w swym pokoju. Mówił, że wstał i ponownie zamknął drzwi, że je następnie obserwował, lecz znowu otwarła je jakaś niewidzialna osoba. Zdarzenie to tak go zniechęciło, że zakończył szybko swą pracę i następnego dnia powrócił do Londynu.
Skłoniłem go wreszcie do udania się ze mną; zatrzymaliśmy się na noc w Fakenham i przyjechaliśmy wczesnym rankiem do Raynham.
Zdecydowaliśmy, że zrobimy pierwsze zdjęcie w Sali „Monmouth”, która była niegdyś sypialnym pokojem cierpiącego księcia Monmouth; kapitan Provand przygotował swój aparat na godzinę pół do dziewiątej rano.
Zrobił w ten sposób dwa zdjęcia i zamierzał udać się na wypoczynek. Ja zaś stałem w pobliżu zajęty przygotowywaniem mego aparatu, postawionego na statywie w celu wykonania zdjęcia czasowego.
Nagle, przechodząc wzdłuż od ściany do wezgłowia łoża, tuż obok miejsca, w którym stałem, ujrzałem postać rycerza ubranego w czerwony strój w trójkątnym kapeluszu. – Przeszedł on przez salę, ja zaś uczułem niepokój, patrząc nań. Po chwili usłyszałem straszny hałas, gdy rozglądając się po chwili ujrzałem aparat kapitana Provanda na podłodze, rozbity na kawałki. Kpt. Provand okrytą miał głowę czarnym suknem, używanym przy fotografowaniu i odniósł wrażenie, że to ja zaczepiłem o statyw i przewróciłem go. Tymczasem ja byłem oddalony od niego o kilka kroków w tym momencie, lecz mimo to kapitan Provand uparcie twierdził, że ktoś przewrócił trójnóg ! Któż to był ?
Aparat został poważnie uszkodzony, lecz posiadaliśmy szczęśliwie trzy inne, więc mogliśmy wykonać naszą pracę.
Stwierdziliśmy później ze zdumieniem, że nasz pistolet magnezjowy był całkowicie nie do użycia, aczkolwiek znajdował się poprzednio w zupełnym porządku. Lady Townshend użyczyła nam auta, więc mogłem pojechać do Fakenham, by pożyczyć potrzebny nam aparat od pewnego uczynnego reportera fotograficznego.
Gdy wróciłem z powrotem, kapitan Provand zajęty był fotografowaniem pałacu na zewnątrz.
Koło godziny czwartej po południu przyszliśmy w celu sfotografowania schodów, które widzimy na fotografii. Kapitan Provand robił właśnie drugie zdjęcie, ja zaś trzymałem w ręku pistolet z magnezją.
Nagle ujrzałem eteryczną postać, schodzącą ze schodów. Zawołałem na kapitana Provanda, który zdejmował właśnie pokrywę soczewki. Wówczas właśnie zapaliłem magnezję, wskutek czego przez chwilę nic nie mogliśmy widzieć.
Kapitan Provand był usposobiony bardzo sceptycznie co do możliwości znalezienia na kliszy czegokolwiek więcej poza zwykłym odbiciem, lecz, gdy w Londynie wywołaliśmy kliszę, wykrzyknął nagle. „Widać coś jeszcze na negatywie ze schodami…”. Zbiegłem w tej chwili na dół i sprowadziłem najbliższego fotografa, Pana Jonesa. Ten obejrzał negatyw w sposób, w jaki zazwyczaj ogląda się przy wywoływaniu i był wielce zdziwiony wynikiem oględzin, spostrzegając również dziwne widmo.
Poza tym niezależnym świadkiem, eksperci stwierdzili również, że negatyw nie był w żaden sposób preparowany.
Niektórzy próbowali wyjaśnić to zjawisko przypisując je załamaniu światła i w związku z tym czyniono komentarze na temat „górnego światła” widocznego na fotografii na górnych schodach.
W Raynham Hall powtarzają się często podobne zjawiska. Domownicy twierdzą, że często ukazuje się tam duch księcia Monmouth, tak zwanego czerwonego rycerza i czynią przypuszczenia, że to on właśnie przewrócił aparat, podczas naszego fotografowania Sali „Monmouth”.
Poza tym widziano inne jeszcze zjawy w Raynham, jak np. tak zwaną „Brown Lady”, duch nieszczęśliwej Lady Townshend, ukazującą się w różnych okolicznościach, a którą widział Lord Townshend w dzieciństwie. Również widziano tam duchy dwojga małych dzieci.
Stwierdzono pewne podobieństwo pomiędzy tymi zjawami a rodziną Townshend.
Niektórzy księża twierdzą, że postać ta była zjawą Madonny, której ołtarz znajduje się właśnie pod górnymi schodami i zwracali uwagę na podobieństwo postaci widocznej na schodach a figurą Madonny na ołtarzu.
A. S. Graham ("AS")