Nawet, jeśli śnieg pokrył już ulice i drogi i dookoła jest biało i jasno, dni nasze jednak najczęściej idą przez szarość i ciemność. Nawet, jeśli zimowym porankiem na szybie malują się srebrne kwiaty, fantastyczne zioła, a na ramionach drzew za oknem osiada kryształowa rzeźba szronu, dni nasze nie mają zazwyczaj nic w sobie z tej bajki bieli i kryształu.
No, bo i cóż – „szary człowiek” to przecież właśnie my. To 90 procent społeczeństwa, obojętnie gdzie rzuconego, na jaką pracę czy bezpracę. Dni nasze są monotonne, jednakie, są – jak my – szare, a jeśli rozjaśnia je jakiś promień czy błysk, to najczęściej ten, który sami w sobie krzeszemy dla naszych najbliższych.
W codziennym kołowrocie pracy, w jednakim łańcuchu wydarzeń, biegnących zazwyczaj utartą koleiną, rzadko kiedy mamy sposobność zastanowienia się, pomyślenia, rozpamiętywania. I to, że na to nie mamy czasu – to właśnie nas ocala. Niemniej jednak, o ile sposobność na wolną dla myśli chwilę nadarzy się w jakiś dzień oczekiwany – lubimy pogrążać się w rozmyślaniach, a nade wszystko we wspomnieniach, nie baczni na to, że z krainy wspomnień częściej wraca się smutnym, niż radosnym, bo przecież wszystko, co minęło, jest piękniejsze, niż naprawdę było, a wszystkie te lata, które już odleciały w otchłań niepowracalności, należą z zasady do „dawnych, dobrych czasów”, nigdy – złych…